Boisz się być pierwszy(sza) ?

Patrze i patrze, a tu nadal żadnych komentarzy, pomimo że są osoby, które mówią że czytają i to chętnie. 

Znam takie przypadki kiedy boimy się być tymi pierwszymi, nawet jeśli mamy coś do powiedzenia. Ci którzy zaczynają to tgz. "inicjatorzy", jeśli znajdujemy się w ich miejscu to bardzo dobrze, bo to daje poczucie spełnienia i szacunku. Trochę niesłusznie boimy się zaczynać uważając że to należy do osób odważnych. Prawda jest taka że każdy człowiek jest odważny i każdy może zrobić coś wielkiego. Zmiana świata i otoczenia zaczyna się od rzeczy małych i pociąga za sobą fale wielkich. 

Ostatnio w księgarni natrafiłam na książkę z mądrościami i historiami nawet z życia, które mają służyć ratowaniu świata i nie tylko. Jedna historia szczególnie przykuła moją uwagę. Opowiem ją tak jak zapamiętałam, wybaczcie jeśli ktoś ją zna i nie jest słowo w słowo przepisana. 

Otóż pewien mnich po długich medytacjach stwierdził że jego przeznaczeniem jest ratowanie świata. Pomyślał więc: 
-W świątyni wiele nie zdziałam. Ruszył więc w podróż i gdy dotarł nad morze, szedł wzdłuż plaży przyglądając się tysiącom jak nie milionom rozgwiazd wyrzuconych na plażę przez morskie fale podczas przypływu. Wielu gapiów zebrało się na plaży robiąc zdjęcia. Pojawiła się też telewizja by sfilmować niecodzienne zjawisko. Mnich ominął ludzi i poszedł dalej. Nagle zatrzymał się na widok dziewczynki, która brała do rąk rozgwiazdy i zanosiła je do morza. 
- Po co to robisz ? - spytał. 
- Bo one umierają w tym słońcu - odpowiedziała
- Nie uratujesz ich wszystkich, na całym świecie dzieją się takie rzeczy, to normalne - powiedział wyraźnie poirytowany.
- Im więcej uda mi się ich wrzucić do morza tym więcej ich przeżyje. Choćbym miała ich uratować kilka, to lepsze to niż nie uratować żadnej. 
W tym momencie mnicha coś natchnęło. Podszedł i również zaczął nosić rozgwiazdy do morza. Chwile później przyłączyło się kilka osób. Pozostali ludzie z zdziwieniem zaczęli przyglądać się dziwnemu zachowaniu. Z garstki ludzi zrobiła się nagle setka, potem tysiąc, aż w końcu wszyscy ludzie zaczęli nosić rozgwiazdy do morza. Tego dnia na tej jednej plaży uratowano wszystkie rozgwiazdy. Pisano o tym w gazetach i pokazywano w telewizji. 

Morał tej historii jest taki: 
Nigdy nie daj sobie wmówić że twój jeden głos nie ma znaczenia, być może jest on własnie tym decydującym. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Na poprawę humoru - śmieszne skróty

Prawo przyciągania a fizyka kwantowa - motywacja z filozofii i nauki

Bycie wdzięcznym